czwartek, 3 stycznia 2013
Ślub
Styczeń mijał bardzo spokojnie. Roksana miała się dobrze, a obie Borussie nie przegrały żadnego meczu, tylko zremisowały po jednym.
Któregoś dnia, po treningu, zajrzałam do skrzynki na listy. przyniosłam listy do domu i zaczęłam przeglądać:
-Hmm, reklama, reklama, rachunek, rachunek... o! list od Marty i Przemka!- otworzyłam go i zaczęłam czytać. gdy skończyłam, od razu zawołałam Łukasza.
-Łuuukaasz!! Chodź do kuchni!
-Już idę, pali się czy co?
gdy zszedł na dół, zaczęłam mu machać listem przed nosem
-Wiesz co to?
-No weź, nic nie widzę.- po chwili dałam mu przeczytać -Osz kurna! totalnie zapomnieliśmy o tym!- wykrzyczał Łukasz
-No właśnie. W tym momencie wpadła Emiliana.
-Hej, hej, też dostaliście list? -zaczęła
-Hej, Em. tak dostaliśmy. Też zapomniałaś?
-No, totalnie. Byłam u Roxy. Prosiła zapytać czy idziesz z nami jutro na zakupy, będziemy szukać sukienek.
-No jasne! Tylko, co zrobimy z Manią i Mateuszem? no nie możemy ich tak zostawić, przecież oni zupełnie nie znają Dortmundu!- przypomniałam sobie.
-Aaa, no to tez racja. Słuchaj, a może ja zadzwonię do Marty, czy mogliby się z nami zabrać?
-Okey, no to zadzwoń.
Marta się zgodziła, więc poszłam do pokoju Mani.
-Mania? Mogę wejść?- zapukałam i zapytałam.
-Jasne, właź!
-Słuchaj Mania, 14 lutego ty i Mateusz jedziecie z nami do Holandii.
-Naprawdę? Po co?
-Wtedy odbywa się ślub naszej przyjaciółki, Marty. A nie chcieliśmy was zostawiać samych. nie znacie przecież Dortmundu.- wyjaśniłam.
-Aha, no dobrze. Powiem Mateuszowi jak wróci.
-Okay. Jeżeli chcesz możesz iść jutro ze mną, Em i Roxy poszukać czegoś ładnego. W końcu zostały 2 tygodnie- powiedziałam, kierując się w stronę drzwi.
-Spokojnie, 2 tygodnie to dużo.- Mania uśmiechnęła się- Ale oczywiście, że pójdę.
Następnego dnia rano, znaczy o 12 wybrałyśmy się po sukienki i dodatki. Byłyśmy w 4, i zanim każda coś znalazła, minęła godzina 16. Poszłyśmy zmęczone do kawiarni.
-Jejku! już 16- zawołała Roksana patrząc na wyświetlacz telefonu.
Dwa tygodnie zleciały jak dwa dni, i już niedługo szykowaliśmy się do wylotu do Eindhoven. Mania bardzo się niecierpliwiła i denerwowała. Objawiało to się bieganiem po całym domu i sprawdzaniem zawartości walizki co 5 minut. W końcu zainterweniował Mati.
-Mania, kotku chodź , usiądź i się uspokój.
-No ale ja nie wiem czy wszystko zabrałam!- gorączkowała się dziewczyna.
-Tak, przecież sprawdziłaś to już milion razy. Mania trochę się dzięki temu uspokoiła. po chwili Łukasz zawołał Mateusza.
-Matii! Chodź, weźmiemy walizki, a wy dziewczyny idźcie już do samochodu. Wsiadłyśmy. Na lotnisku spotkaliśmy się z Em i Rene, oraz z Roxy i Mario. Wzięliśmy bagaże, i poszliśmy z w stronę odprawy. Minęła ona szybko, i już po 20 minutach wszyscy byliśmy na pokładzie samolotu lecącego do Eindhoven.
Lot trwał 3 godziny, i wszyscy oprócz Mani i Mateusza usnęli. Oni robili zdjęcia Niemiec z lotu ptaka.
Obudził mnie głos stewardessy oznajmiającej lądowanie. Obudziłam też Łukasza, a reszta już dawno nie spała. Po wyjściu z samolotu zamówiliśmy taksówkę i podjechaliśmy pod dom (przyszłych) państwa Tytoń. Otworzyła nam Marta, cała w skowronkach. Chłopaki zostali na dole, a my pomogłyśmy Marcie dopracować szczegóły fryzury i makijażu. Mania musiała oczywiście zrobić milion zdjęć. Po chwili podjechaliśmy pod kościół w którym miał odbyć się ślub. Gdy wszyscy już się zebrali, ksiądz rozpoczął ceremonię.
-Zebraliśmy się tu wszyscy, by połączyć związkiem małżeńskim Martę Solską i Przemysława Tytonia. Powtarzajcie przysięgę za mną.
-Marto Solska, czy bierzesz sobie tego oto Przemysława Tytonia za męża i przyrzekasz być mu wierna, póki śmierć Was nie rozłączy?
-Przyrzekam.
-A czy ty, Przemysławie Tytoniu bierzesz sobie za żonę tą oto Martę Solską i przyrzekasz być wierny, póki śmierć Was nie rozłączy?
-Przyrzekam.
-Ogłaszam Was zatem mężem i żoną. Możecie się pocałować.- zakończył ksiądz. W kościele rozległy się gromkie brawa. Potem pojechaliśmy na wesele. Zabawa była przednia.
Każdy bawił się świetnie przy dobrej muzyce. Noc minęła szybko, i wszyscy byli lekko podpici.
Rano Łukasz uparł się żebyśmy pojechali już do hotelu
-Roma, pojedźmy już, proszę!- błagał
-Łukasz! Doskonale wiesz że jesteś lekko nietrzeźwy!
-Kotku, będę jechał powoli! Proszę cię, jedź ze mną.
-No dobrze. Ale jedziesz powoli i ostrożnie! Gdybym wiedziała co się zdarzy, w życiu bym się nie zgodziła. Pojechaliśmy. Początkowo było spokojnie. Gdy byliśmy w połowie drogi, zaczęło robić niebezpiecznie. Wpadło na nas jakieś auto. Łukasz stracił panowanie nad kierownicą. Wjechaliśmy w drzewo. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam były słowa Łukasza:
-Boże co ja zrobiłem!. Później zemdlałam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiele bym dała żeby być na ślubie Przemka <33
OdpowiedzUsuńWypadek ?! Oby nie stało się im nic poważnego ...