Dwa dni później znowu odwiedziliśmy Emilianę. Była strasznie wesoła.
-Co się stało, że chodzisz taka szczęśliwa? -zapytałam, bo w szpitalu trudno o radość.
- Jestem taka szczęśliwa, bo już jutro wychodzę! -zaćwierkała radośnie.
- Super! -ucieszył się Marco. Niestety u Emi byliśmy krótko, bo zaraz przyszła pielęgniarka zabrać ją na ostatnie badania. Pożegnaliśmy się i poszliśmy. Na korytarzu wpadł mi do głowy pewien genialny pomysł.
-Chłopaki skoro macie 2 tygodnie wolnego, i Bayern też, to może urządzimy u mnie i Łukasza imprezę powitalną dla Emilii?- zaproponowałam. Em na pewno ucieszyłaby się z takiej niespodzianki.
-Spoko, więc jak to zrobimy?- zapytał mój chłopak. Oczywiście musiałam im wszystko wytłumaczyć, a jak!
-No więc tak. Poproszę Manuela żeby powiadomił i zaprosił Bayern, Łukasz i ja przygotujemy dom i takie tam, Mario, ty powiadom Borussię. A Marco zabierze ze szpitala Emi.- objaśniłam wszystko chłopakom. Jeszcze tylko zająć czymś Roxy…
-A ty Roksana będziesz z nami ozdabiać dom.
Nie myślałam że przy ozdabianiu mieszkania i gotowaniu można się tak świetnie bawić! Po naszym( czytaj moim i Roxy) zmywaniu naczyń z Łukaszem w kuchni pojawił się basen.
-Łukasz! Wariacie! Puść mnie, telefon dzwoni! Może to Manuel! -ale Łukasz był głuchy na moje prośby. Do telefonu podeszłam cała biała od piany. Okazało się że to był Mario Gomez.
-Hej Romana, tu Gomez. Manu powiadomił nas o imprezie. Macie już DJ-a?
-Nie, a co?
-A mógłbym być DJ-em?
-Jasne, nie ma problemu. Tylko przygotuj Sb dużo piosenek Eddie Stoilow. Emiliana je kocha.
-Dobra. To ja będę 10 minut wcześniej, żeby rozstawić sprzęt.
No i mieliśmy już DJ-a. Jedzenie przygotowane, wielki napis „Witamy w domu” powieszony, więc poszłyśmy z Roksaną na górę się przygotować.
-Jak myślisz Roxy, Emilianie spodoba się nasza niespodzianka?
-Tak, ona lubi imprezki :) Chyba ktoś już przyszedł- po tych słowach Roksana zbiegła na dół, a ja za nią.
Gdy zeszłyśmy na dół Gomez już rozstawiał sprzęt. 5 minut później przyszła reszta Bawarczyków i BvB.
-Hej, chowamy się już i gasimy światło! Na słowa „jest tu ktoś” wyskakujemy i krzyczymy niespodzianka, okay? - komenderowałam, bo Arjen usłyszał trzask drzwi od samochodu. Klucz szczęknął w drzwiach. Marco zapalił światło.
-Jest tu ktoś?- Marco zawołał nasze ustalone hasło i….
wszyscy wyskoczyliśmy krzycząc „niespodzianka”. Emiliana najpierw zaskoczona, przyjazdem pod mój dom teraz po prostu nie mogła powstrzymać się od okrzyku radości.
-AAAA! Jejku, ale super! -Emiliana wręcz skakała z radości.
-I jak siostro? Podoba się?- pytanie Manuela było raczej zbędne.
-Jesteście kochani! Naprawdę super!- mojej przyjaciółce impreza
się podobała.
-Wiesz, to był pomysł Romany. -Marco się wygadał.
-Pomyślałam, że cię to ucieszy, po powrocie do domu -przyznałam.
-Miałaś rację. Oo, ktoś dzwoni do drzwi.
- To ja otworzę. Poszłam otworzyć drzwi. W drzwiach stał Klaas-Jan Huntelaar i Benedikt Howedes.
-Emilii, patrz kto przyszedł!- zawołałam. Gdy Em podbiegła do drzwi znowu się ucieszyła.
-Benedikt! Klaas-Jan!- dziewczyna nie posiadała się z radości. Z początku drętwawa impreza dzięki DJ-owi rozkręciła się na dobre. Wszyscy tańczyli. Już nawet chłopaki skakali dziko po całym salonie. Bastian z Philipem, Ilkay z Sebastianem Kehlem, Neuer z Leitnerem. Rolę Dj-a przejął Łukasz a Emilii tańczyła z Mario Gomezem. Po chwili parę tańczących przeniosło się na stół. Dziwne że się nie połamał pod tyloma osobami.
Resztę wieczoru zmęczeni spędziliśmy w ogrodzie. Pogoda dopisała, i chociaż jest listopad, było całkiem ciepło, a na niebie lśniły miliony gwiazd. Byłam strasznie zmęczona imprezą, że usnęłam na ramieniu Łukasza. Podobnie zrobiły moje przyjaciółki. Emilii wisiała na ramieniu Marco, a Roxy spała na trawie z Mario. Nawet nie poczułam kiedy niósł mnie po schodach do sypialni. Światło przebijające przez zasłony było tak jasne, że obudziło mnie. Poszłam do łazienki. Zimna woda obudziła mnie do końca. Zeszłam na dół. Zamiast bałaganu po-imprezowego zastałam całkowity porządek. Odetchnęłam z ulgą, że nie muszę sprzątać. W kuchni czekała jeszcze większa niespodzianka. Chłopaki gotowali. Marco, Mario i Łukasz przyrządzili śniadanie.
-Hej, to wy posprzątaliście cały dom?- zapytałam, bo przecież wczoraj zostawiliśmy wielki bałagan.
-Tak, chcieliśmy zrobić wam niespodziankę.- przyznał Goetze. -A tak ogólnie, to Roxy z Em wstały?
-Nie, chyba jeszcze nie. A co Mario, już się stęskniłeś? -zażartowałam. Po moich słowach przybrał na twarz udawany grymas, ale po chwili śmiał się razem z nami.
Po około 15 minutach na dół zeszły Em i Roxy, równie zdziwione porządkiem i śniadaniem.
-Romana, kochanie, chodź na chwilę na górę ze mną. -poprosił Łukasz, więc poszłam.
-Niedługo będą święta, bo za półtora tygodnia. Knujemy już z Marco i Mario plany świąteczne. Zdecydowaliśmy że odbędą się u nas. Chcesz kogoś zaprosić?
-Tak, chciałabym żeby przyjechała nasza przyjaciółka Marta, z Przemkiem.
-I to tyle? -Łukasz był lekko zdziwiony.
-No tak, rodzice nie przyjadą z Polski, a Marta jest dla nas jak siostra. To co? Mogę już do nich dzwonić? -odpowiedziałam.
-Jeżeli będziesz szczęśliwa bez rodziców na świętach, to jasne. Bo my swoich zapraszamy. Chcemy was im przedstawić.
-Już? Jesteście tego pewni? -zdziwiłam się.
-Tak. Kocham ciebie jak nikogo innego. To samo przyznali Marco z Mario o Em i Roxy
-A dziewczyny już wiedzą? -zapytałam
-Mieli im to powiedzieć. Przysięgam ci będą to święta, których do końca życia nie zapomnisz. - zapowiedział tajemniczo Łukasz.
-A mam się bać?- zażartowałam
-Nieee, to będzie miłe wspomnienie. -zagwarantował mi mój ukochany.
Przez obietnicę Łukasza nie mogłam się doczekać świąt. Następnego dnia poszłyśmy z dziewczynami kupić jakieś bombki, łańcuchy, gwiazdki na okno, lampki i takie tam ozdóbki. Chłopaki mieli jechać po choinkę. Zdałyśmy się na ich gust. Po powrocie piekłyśmy pierniczki i inne ciasta. W kuchni nadarzyła się idealna okazja by porozmawiać o świętach i planach naszych ukochanych.
-Marco i Mario rozmawiali z wami o planach na święta?
-Tak. Zastanawiamy się z Roxy kogo zaprosić.
-Ja myślałam o Marcie z Przemkiem, co wy na to? Aha, wiecie też że chłopaki zapraszają swoich rodziców, bo chcą nas z nimi zapoznać?
-Nie, nie wiedziałyśmy o tym. A to oszuści! -Roxy zdziwiła się na wiadomość o przyjeździe rodziców.
-Ale cicho sza, jak coś to nic o tym nie wiecie. J- szepnęłam konspiracyjnie. Chwilę potem wrócili nasi piłkarze z piękną, dużą i pachnącą lasem choinką.
Wtem niespodziewanie wzięli śnieg z drzewka i zaczęli rzucać w nas śnieżkami. Uciekłyśmy aż do kuchni. Na szczęście śnieg już im się stopił od ciepła w domu. Wróciłyśmy do holu.
Łukasz przywitał się ze mną całusem. Nie pozostałam mu dłużna. Usłyszałam nagle głos Marco.
-Ej wy, gołąbeczki uwaga! - wtedy oboje oberwaliśmy śniegiem. Ubrałam się i wybiegłam na dwór próbując oddać Marco. Zaraz zaczęła się wielka bitwa na śnieżki, dziewczyny vs. chłopaki. Znowu poczułam się jak dziecko. Bawiliśmy się aż zrobiło się ciemno. Potem wszyscy zmarznięci na kość wbiegliśmy do domu. Zaprowadziliśmy do pokoi naszych gości. Uznaliśmy, że skoro święta już niedługo, to możemy spędzić te dni razem. Chłopaki wymyślili że obejrzymy jakiś film na DVD. Marco szukał czegoś fajnego, Łukasz poszedł po koce, a Mario rozłożył kanapę i sofę w salonie. My poszłyśmy zrobić dużo gorącej herbaty i przynieść parę naszych wypieków. W połowie filmu zadzwonił mój telefon. To była Marta. Okazało się że ich lot do Niemiec jest opóźniony o 2 dni.
-Słuchaj Em, Marta z Przemkiem będą dopiero w środę, za 2 dni bo ich lot jest opóźniony. Będą dopiero 23. -zakomunikowałam
- To dobrze, że chociaż na Wigilię zdążą.
-Też tak uważam.
I znowu stało się jak wczoraj, tyle że wszyscy zasnęliśmy na kanapie.
Następnego dnia rano złożyliśmy kanapę i zaczęliśmy stroić choinkę. Gdy już zapaliliśmy lampki, pokój zalał się niesamowitym, ciepłym blaskiem.
Z wpatrywania się w choinkę wyrwał nas dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć. Za drzwiami stali…… Marta i Przemek!
-Emilii!!! Patrz kto przyjechał!
-Ojej!! Marta! Przemek!!! A czy wy nie mieliście przyjechać jutro?- po początkowym zacieszu Em się zdziwiła.
-No mieliśmy, ale Marta cały czas jęczała że ona nie chce czekać 2 dni i kupiłem bilety na inny lot.- wytłumaczył. Wtedy do holu wszedł Łukasz. Widząc Przemka bardzo się zdziwił.
-Oo, Przemek! Co ty tu robisz?
-A ty? Ja jestem narzeczonym Marty, przyjechałem z nią tu.
-A ja chłopakiem Romy. Na szczęście tylko o to chodziło. Uff, bałam się że się nie lubią.
-Serio? Od kiedy? Bo jakoś się mi nie pochwaliła. - poczułam na sobie karcący wzrok Marty.
- No jakoś nie było okazji. A Emilii chodzi z Marco, też się nie chwaliła. - dodałam na swoją obronę.
- Oczywiście żartowałam. Ale cieszę się z waszego szczęścia.
-Może chodźmy wreszcie do salonu?- zaproponowałam. A Łukasz zaprowadzi Przemka do pokoju żeby zaniósł walizki, prawda kochanie?- Łukasz nie miał wyboru, poszedł z Przemkiem na górę. A my z Martą uskuteczniałyśmy ploteczki.
-No to kiedy ślub?- zapytałam Marty.
-Nie wiem. Prawdopodobnie w lutym. A co u ciebie i Łukasza?
- No właściwie jeszcze nic poważnego. Po prostu jesteśmy razem. I nic na razie nie planujemy. No chyba że Łukasz coś knuje.
- yhm, niecne plany chłopaków. J- mówiąc to Marta się uśmiechnęła
- A żebyś wiedziała! Mówili że knują plany na święta. O, już wracają.- musiałam zakończyć rozmowę.
- Kochanie, może już pójdziecie spać, bo jutro będzie dużo wrażeń? I pamiętaj że przyjeżdżają rodzice. - przypominał mój ukochany.
- come dimiticare! Masz rację, ja już idę na górę.- odpowiedziałam.
-Te amo!- zawołał za mną Łuki.
- Ja ciebie też! Odpowiedziałam. Właściwie od kiedy on mówi po włosku?
W nocy nie mogłam zasnąć. Wierciłam się po całym łóżku. W końcu obudził się Łukasz.
- Co się stało?- spytał troskliwie Łukasz.
-Po prostu nie mogę spać, to nic wielkiego.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Od zawsze miałam problemy ze snem.
- Pewnie się denerwujesz przed jutrem?- Łukasz próbował zgadnąć przyczynę mojej bezsenności.
-Może tak, ale to pewnie nie wszystko.
-To może zejdziemy na dół, napijesz się ciepłego mleka?- zaproponował.
-Nie cierpię mleka.
-To może wody? -Łukasz nie dawał za wygraną, chciał mi pomóc. Kocham go za to. Zawsze chce pomagać bliskim, nawet jeżeli to niewiele da. Ustąpiłam.
-Dobrze, chodźmy, ale nie obudźmy reszty gości.
Siedząc w kuchni nadal próbował dowiedzieć się dlaczego nie mogę spać.
-Bardzo się denerwujesz przyjazdem moich rodziców? Chyba że masz inny powód bezsenności.- dociekał
-Trochę. Ale ja od dawna mam problemy ze snem, nie wiedziałeś?
-Aha, nie wiedziałem. To może już chodźmy już na górę, przytulę cię, dam ci misia i zaśpiewam kołysankę, wtedy na pewno uśniesz.- mówiąc to, uśmiechnął się niesamowicie słodko, nie mogłam się gniewać. Poszliśmy na górę, na szczęście później usnęłam.
Gdy rano gdy się obudziłam Łukasza już nie było obok. Pewnie pojechał coś załatwić. Spojrzałam na zegarek i trochę się na siebie wkurzyłam. Znowu wstałam o 10. na dole byli już Marta z Przemkiem oraz Emiliana i Roksana. Też im się nic nie chciało, ale zrobiłyśmy śniadanie, sprzątnęłyśmy trochę salon. Następnie wybrałyśmy się do kuchni już zacząć przygotowywać niektóre świąteczne potrawy. W kuchni nawet Emilii zastanawiała się co ubrać, a to dziwne, bo ona najmniej z nas trzech zawsze martwiła się wyglądem. Za około 3 godziny poszłyśmy na górę poszukiwać ładnych sukienek, w końcu odwiedzają nas rodzice naszych ukochanych. Roxy wybrała bladoniebieską sukienkę z długim rękawem, Emi małą czarną bez ramiączek, a ja beżową sukienkę ze złotymi nitkami oraz czerwonym paskiem. Dziewczyny poszły do siebie, ja upięłam moje miedziane włosy w koczek i tylko wytuszowałam mocno rzęsy. Za chwilę zawołała mnie Roxy, prosząc o uczesanie. Zaplotłam jej francuza, a Emilii tylko wyprostowała swoje włosy. Gdy spojrzałam na zegarek, była już 18. Akurat tak się złożyło że zeszłyśmy wszystkie razem, zbierając ochy i achy od siedzących na dole Marty i Przemka. Zdążyłyśmy tylko przynieś ciasto i zestaw do kawy i herbaty, gdy wrócili chłopacy z rodzicami. Niestety Mario przyszedł tylko z mamą, a Marco tylko z tatą. Początkowo spotkanie było nudne, ale rodzice chłopaków byli bardzo mili. Piliśmy herbatę i kawę. Większość pytań była o to czym się zajmujemy. Gdy skończyliśmy pić, ja, Emi i Roxy poszłyśmy do kuchni przynieść świąteczne potrawy. Za drzwiami słyszałam szepty i szczęk naczyń. Kiedy wróciłyśmy do pokoju, na moim, Emilii i Roksany talerzu leżały małe pudełeczka. Usiadłam i zaczęłam zrywać papier. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się karteczka z napisem „wesołych świąt, pani Piszczek” i przecudnej urody pierścionek. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Dziewczyny też były zaszokowanie. Chwilę potem Łukasz uklęknął przede mną.
-Romano Lenonko, czy zostaniesz moją żoną?- zapytał. Moja odpowiedź była oczywista.
-Tak Łukaszu. Wtedy przytulił mnie i wziął na ręce. Wtedy dopiero zrozumiałam co miał na myśli Łukasz mówiąc że nigdy nie zapomnę tych świąt. Racja, chyba nigdy nie zapomnę tych świąt. Po kolacji nie zajmowaliśmy się prezentami, dla nas oświadczyny były najpiękniejszym prezentem. Poszliśmy na wieczorny spacer. Wszyscy przytulali się i trzymali za ręce. Gdy wróciliśmy, było już późno. Odprowadziliśmy rodziców na lotnisko, ponieważ uparli się że nie będą nam przeszkadzać i już pojadą. Prosiliśmy żeby zostali, ale oni postawili na swoim. W domu byliśmy już grubo po północy. Poszliśmy szybko spać. W pokoju Łuki zapytał się mnie.
-I co? Miałem rację, że nie zapomnisz tych świąt do końca życia?
-Tak. Naprawdę zaskoczyłeś mnie tymi oświadczynami. Nie wiedziałam że wydarzy się tak szybko. -wyznałam
-A wiesz że cię kocham? Więc chcę być z tobą do końca życia.
-Ja też cię kocham. Nawet nie wiesz jak. Wtedy Łukasz pocałował mnie. Poczułam wspaniałe ciepło. Nigdy nie myślałam że będę kogoś kochać tak jak jego. Lecz za chwilę usnęłam w jego objęciach. Było mi naprawdę dobrze. Czułam się jak najszczęśliwsza dziewczyna na całej kuli ziemskiej. Niestety na nasze miłe spacerki zostały nam tylko 2 dni, 27 chłopacy mieli już wznowione treningi. Co prawda 3 godzinne, ale od 7 rano. Następnego dnia poszliśmy na
sanki. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci, turlaliśmy się po śniegu, zjeżdżaliśmy na brzuchach, ogólnie było super. Ale po 2 godzinach normalnie drżałyśmy z dziewczynami z zimna, więc wróciliśmy do domu. Chłopacy wpakowali nas do łóżek z kubkami gorącej herbaty, sami musieli iść na zakupy.
Znowu zostałyśmy same w domu. Ale dziewczęca sekcja ma wolne do 10 stycznia. Dziewczyny nadal nie mogły uwierzyć że Marco i Mario im się oświadczyli. Marta i Przemek wyjechali już rano. Nie zdążyłyśmy porozmawiać bo nasi narzeczeni wrócili już z zakupów. Kupili nam pełno proszków i tabletek na przeziębienie. Jacy oni są troskliwi… Jako że my siedziałyśmy w łóżkach piłkarze przejęli władzę w kuchni. Nie powiem, gotują świetnie.
Właściwie to cały dzień przespałyśmy. Wieczorem Łukasz był już zaniepokojony moim zdrowiem.
-Kochanie, czy ty czasem nie jesteś chora?
-Nie, przecież nic mi nie jest. Mam się świetnie.
-Szczególnie że dzisiaj cały dzień nie miałaś siły żeby wstać z łóżka. Jutro jedziemy do lekarza. I żadnego sprzeciwu.- zadecydował.
-Jejku, jak ty się o mnie troszczysz. Jesteś cudowny. Pojadę jutro, chyba nie mam wyboru.- uśmiechnęłam się.
-Jak się kogoś kocha, to się o niego dba. Znowu strasznie szybko usnęłam. To chyba Łuki działa na mnie zbawiennie. Rano obudził mnie o 9 bo na 9.45 miałam umówioną wizytę. Poszliśmy do auta, a Łukasz prowadził strasznie powoli, gdyż ulice były mocno zalodzone. Po 20 minutach dojechaliśmy do gabinetu. Nikogo nie było, więc weszłam wcześniej. Gdy wyszłam Łukasz podbiegł do mnie.
-I co? Co ci jest?- dopytywał.
-Właściwie to nic poważnego, po prostu jestem mocno przeziębiona i niewyspana.
-Masz coś jeszcze do załatwienia? Bo jak nie to jedziemy do domu i się kurujesz!
-Nieee, ja mam wolne do 10 stycznia, a ty nie masz nic ważnego do załatwienia? Bo rano coś mówiłeś…
-Nie, to nie jest ważne. Pojadę jutro. Chodźmy już do domu.
W domu dostałam lekarstwa i nakaz siedzenia w łóżku. Wybrałam że posiedzę w salonie. Wzięłam laptop i oglądałam filmy i zdjęcia z wakacji. Czas mijał mi szybko. Około 17 wrócili Mario i Roxy. Mario dziwnie chodził.
-Mario, co się stało?- zapytałam się go.
-Chyba zwichnąłem kostkę. Poślizgnąłem się po drodze.
-Jeżeli nie możesz prowadzić, to może Łukasz was zawiezie do szpitala?- zaproponowałam.
-Dzięki, skorzystamy z twojej propozycji.- Roxy się zgodziła, więc Łukasz wziął kluczyki i pojechali. Nie było ich ponad godzinę. Zrobiłam więc sobie herbatę i czekałam na nich. Gdy wrócili podbiegłam dowiedzieć się co z nogą Goetze.
Okazało się że dość poważnie ją zwichnął i jedzie na rehabilitację do Monachium. Roksana uzgodniła to już z naszym trenerem, więc jedzie z nim. Pożegnałam się z nimi, a że nie mogę wychodzić Łuki zawiózł ich na lotnisko.
Bardzo fajny blog wchodzę codziennie żeby sprawdzić czy coś dodaliście.Bardzo mi się podobają wasze opowiadania.Mam nadzieje ,że jeszcze dodacie jakieś opowiadania.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mojego bloga http://pilkaznami.blogspot.com/
Fajnie :)
OdpowiedzUsuń